Przejdź do treści
Przejdź do stopki

30. Rajd Dakar - pierwszy w Ameryce Południowej

Treść

9574 kilometrów, w tym 5652 km odcinków specjalnych, pokonają uczestnicy 30. Rajdu Dakar, który dziś 3 stycznia 2009 r. rozpocznie się w Buenos Aires. Pierwszy raz w historii trasa najtrudniejszego, najbardziej wymagającego i wyczerpującego pustynnego maratonu pobiegnie bezdrożami Argentyny i Chile. - Będzie szybko, szczególnie na początku, problemy pojawią się, gdy wjedziemy w góry, no i oczywiście na pełnej wydm i niesamowicie suchej pustyni Atakama - mówi Jacek Czachor, który ma za sobą osiem startów w Dakarze i - co warte zauważenia - za każdym razem dojeżdżał do mety. Dwa razy na dziesiątym miejscu.

Dakar to legenda. Wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna impreza, gromadząca na starcie największe sławy sportów rajdowych i amatorów (od razu dodajmy, dysponujących bardzo zasobnym portfelem), dla których występ jest przygodą i okazją do sprawdzenia siebie. Większość z nich ma do niej sentymentalny stosunek, upatrując czegoś nieuchwytnego i trudnego do wyrażenia w walce człowieka z naturą, samym sobą, swoimi słabościami, lękami, samotnością. Imponuje, wręcz szokuje rozmachem, organizacją, nieporównywalną z niczym innym. Dość powiedzieć, że na liście zgłoszeń tegorocznego rajdu znaleźli się zawodnicy z 51 państw. W szranki stanie 235 motocykli, 29 quadów, 194 samochody i 84 ciężarówki. Wśród nich nie zabraknie oczywiście Polaków. 30. Dakar zapowiada się wyjątkowo także z racji miejsca rozgrywania. Pierwszy raz w dziejach pustynny maraton opuścił Afrykę. To efekt wydarzeń sprzed roku, gdy z powodu zagrożenia atakami terrorystycznymi został odwołany. Decyzja była szokiem, tym bardziej że organizatorzy podjęli ją dzień przed startem w Lizbonie. Można sobie wyobrazić, co czuli zawodnicy, którzy niejednokrotnie przygotowywali się do niej przez cały rok - ale ogromna większość z nich radykalny krok przyjęła za zrozumieniem. Gdy w grę wchodzi zdrowie, ba, życie, nie można ryzykować i kierować się fałszywie pojmowaną odwagą i hardością. 12 miesięcy temu przyszłość Dakaru stanęła pod znakiem zapytania. Stało się jasne, iż jego dotychczasowa formuła się wyczerpała i nadszedł czas poszukiwania nowych rozwiązań. I choć wszyscy są przekonani, że prędzej czy później do Afryki wróci, najbliższy (a może i kolejne) odbędzie się w Ameryce Południowej. Czemu? Bo tamtejsze kopne wydmy, szutry i kręte górskie bezdroża przypominają trasy afrykańskie, są podobnie wymagające i wyczerpujące. Równinna Patagonia, pustynia Atakama oraz przeprawy przez Andy postawią przed uczestnikami szereg wyzwań, z którymi poradzą sobie tylko najlepsi. Do tego dojdą temperatury - w Ameryce Południowej jest środek upalnego lata, a rankiem, wysoko w górach, może być poniżej zera.
Dziś w Buenos Aires na starcie 30. Dakaru stanie kilkunastu Polaków: motocykliści Jacek Czachor, Marek Dąbrowski i Jakub Przygoński (Orlen Team) oraz Krzysztof Jarmuż (Honda Europe), załogi samochodowe: Krzysztof Hołowczyc z pilotem Jeanem-Marcem Fortinem (Nissan Navara/Orlen Team), Aleksander Sachanbiński z Arkadiuszem Rabiegą (Land Rover/Terra Trek) oraz Grzegorz Baran, Izabela Szwagrzyk i Andrzej Grigorjew (Diverse Extreme Team) w ciężarówce MAN-a. Quadem pojedzie Rafał Sonik. - Na Dakarze każdy chce wygrać, my również. Mamy sporo atutów, technikę, jakość jazdy, jestem jednak realistą i wynik w pierwszej dziesiątce także nas usatysfakcjonuje. Będzie to jeden z trudniejszych rajdów, jakie w życiu jechałem, myślę, że do mety dotrze tylko niewielka liczba zawodników - mówi Hołowczyc, który miniony sezon zakończył na drugim miejscu w Pucharze Świata.
Najlepszym jak dotąd wynikiem Polaka w klasyfikacji generalnej Dakaru było dziewiąte miejsce Dąbrowskiego. Dwa razy dziesiąty był Czachor, który też osiągał spektakularne sukcesy przed dwoma laty, zajmując drugą i trzecią lokatę na trasie poszczególnych etapów. Czachor jest naszym najbardziej doświadczonym zawodnikiem, w pustynnym maratonie startował osiem razy, zawsze osiągając metę. - Do każdych zawodów podchodzę jak do pierwszych, z taką samą pokorą i szacunkiem. Owszem, mam spore doświadczenie, wiem, jak jechać i na co zwracać uwagę, ale gdybym kiedyś uznał, że poznałem już wszystko, zatem mogę sobie pozwolić na luz - przegrałbym już na starcie. Staram się zazwyczaj nie przekraczać barier i nie jechać na wariata. Podążam swoim tempem, jak najbardziej płynnie i czysto. Na Dakarze nie można podróżować bezmyślnie, kurz od innego zawodnika czy podmuch silnego wiatru są wystarczającą przeszkodą - opowiada. - Rajd rozpoczyna się bardzo szybkimi odcinkami specjalnymi, trudniejsza będzie druga część. Chcę być w czołówce - dodaje.
O wyjątkowej skali trudności imprezy przekonany jest Dąbrowski. - Etapy są bardzo długie, np. na jednym z nich różnica poziomu terenu sięga 4300 metrów. Oznacza to, że na górze będzie bardzo chłodno, zaś gdy zjedziemy, temperatura osiągnie 30-40 stopni, a na pustyni nawet ponad 60. Nigdy nie jechaliśmy jeszcze tak długiego i upalnego rajdu - nie ukrywa. W podobnym tonie wypowiada się Grzegorz Baran, który zasiądzie za kierownicą potężnej ciężarówki MAN-a. - Kopne wydmy, szutry, kręte górskie ścieżki, duże różnice poziomów i skoki temperatur na pewno dadzą się we znaki. Zapowiada się prawdziwie ekstremalne wyzwanie. W dużej mierze ten rajd będzie dla wszystkich jedną wielką niewiadomą, wiele kłopotów sprawią górzyste etapy, sporo załóg może mieć z nimi problemy - mówi. Spośród polskich uczestników rajdu wyróżnia się jedyna kobieta Izabela Szwagrzyk. - Dla mnie Dakar to odkrywanie i pokonywanie samej siebie. Odkrywanie pokładów sił, uporu, energii, ale też pokonywanie słabości, walka z własnymi ograniczeniami, przełamywanie: strachu, bólu. Jest we mnie zarówno coś z odkrywcy, jak i z wojownika - opowiada.
- Pokażę wam furtkę, za którą czeka wielka przygoda. Ale tylko od was zależy, czy ją przekroczycie - powiedział Thierry Sabine na starcie pierwszego rajdu Paryż - Dakar w 1978 roku. Sabine to fundator i twórca tej imprezy. Dziś poznamy kolejną jej odsłonę, jak zapisze się w pamięci? Na dzień dobry zawodnicy pokonają 733-kilometrowy (371 km odcinka specjalnego) odcinek z Buenos Aires do Santa Rosy. Po kilkunastu dniach, zaledwie jednym przerwy, 17 stycznia powrócą do stolicy Argentyny, by stanąć na mecie.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-01-03

Autor: wa