Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Co czyta Jaś?

Treść

Z dr Hanną Karp, medioznawcą, wykładowcą Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, rozmawia Maria S. Jasita

Niedawno opisywaliśmy przypadek umieszczenia w ćwiczeniach z języka polskiego dla czwartoklasistów zadania z zakresu poprawnej pisowni małych i wielkich liter tytułu "Gazety Wyborczej". Jak Pani to ocenia?
- Trudno byłoby wymagać, żeby ktoś, kto sporządzał projekt tych ćwiczeń, wymieniał tytuły wszystkich dzienników, więc na jakiś tytuł musiał się zdecydować. Na pewno warto obejrzeć cały podręcznik i zwrócić uwagę, czy tego typu historia się jeszcze gdzieś nie powtarza: czy jest to wypadek jednorazowy, czy są cytowane inne tytuły gazet. Są więc pewne przesłanki, żeby mniemać, iż wydawnictwo, które wydało podręcznik, świadomie cytuje tę gazetę, że chce w jakiś sposób utrwalić w świadomości dziecka właśnie ten, a nie inny tytuł.

"'Nasz Dziennik' żałuje, że nie znalazł się w podręcznikach szkolnych. I nie może darować, że jest w nich 'GW'. Doszukuje się nawet kryptoreklamy" - napisała dziennikarka "Gazety" po naszym tekście, usiłując banalizować problem. Pani zdaniem można mówić w tym przypadku o próbie hodowania konsumenta od najmłodszego czytelnika?
- Nawet, jeśli wydawca nie miał tego zamiaru, to skutek będzie właśnie taki. Dziecko rzeczywiście od najmłodszych lat w świadomości utrwali ten tytuł. Musimy pamiętać, że są to ćwiczenia i podręcznik do klasy czwartej, wtedy dziecko wszystko bardzo chłonie i głęboko utrwala w pamięci różne informacje.
Proszę zauważyć, że czasami zgodnie z przysłowiem "miłe złego początki": różne sprawy zaczynają się od niewinnych rzeczy. Jeżeli dziecko od najmłodszych lat w podręcznikach odczytuje określone tytuły, mało tego, uczy się na nich pisowni języka polskiego, to mamy do czynienia z głębokim wpływem na świadomość potencjalnego czytelnika, tak aby w późniejszym wieku był on stałym czytelnikiem tego dziennika.
Dziwi, że wydawca książki, ucząc zasad ortografii języka polskiego, nie podał tytułu dostosowanego do wieku czytelnika. "Mama, tata, komputer i ja" - to za mało, to jest pisemko specjalistyczne. Zabrakło czegoś, co byłoby skierowane do każdego dziecka. Prawdopodobnie wydawca nie potrafił znaleźć odpowiednich tytułów. Owszem, jest kilka takich tytułów na rynku prasy katolickiej.

Agora, wydawca "GW", wymieniana jest wśród podmiotów przymierzających się do kupna Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych...
- Agora już od bardzo dawna "ostrzy sobie zęby" na to wydawnictwo. Jest ono bardzo smacznym kąskiem, dlatego że wydaje bardzo duże nakłady podręczników, przynosi zyski - przecież niemal każde dziecko, które chodzi do szkoły, korzysta z podręczników tego wydawnictwa. Będąc jego właścicielem, można wpływać na dobór tytułów, autorów, promować ich, a przez to kreować "odpowiednią" politykę edukacyjną, związaną z linią podręczników preferowanych w szkole. Posiadanie takiego wydawnictwa byłoby bardzo zdecydowanym "wejściem" w system polskiej edukacji - to jasne. Gdyby Agora stała się właścicielem WSiP, to - znając politykę tego koncernu - należy stwierdzić, stałaby się rzecz niedobra. Jasne, że są na rynku inne wydawnictwa podręcznikowe, jednak - znając ekspansywność Agory - zapewne dążyłaby ona do zdominowania rynku podręczników.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-01-02

Autor: wa