Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Donosy "Bolka" zjadły mole?

Treść

Były premier i prezes PiS Jarosław Kaczyński poinformował, że widział na początku lat 90. oryginalne dokumenty, które były donosami tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa o kryptonimie "Bolek". Andrzej Milczanowski, który miał te dokumenty pokazywać Kaczyńskiemu, stanowczo zaprzecza i podkreśla, że żadnych oryginalnych dokumentów w sprawie Lecha Wałęsy nie pokazywał, a były premier kłamie, bo nienawidzi jego i Wałęsy. Jarosław Kaczyński w "Sygnałach dnia" poinformował, że jego rozmowa z Andrzejem Milczanowskim, w czasie której ten pokazywał mu dokumenty świadczące o współpracy Wałęsy z SB, miała się odbyć na początku lat 90. Kaczyński był wówczas szefem Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy, a Milczanowski szefem UOP. - Mówię to, chociaż wiem, że ten, który mi te dokumenty pokazał, dzisiaj się wyprze. (...) Chodzi o pana Milczanowskiego. Gdybym to ogłosił publicznie, zostałbym zdezawuowany i uznany za człowieka niezrównoważonego psychicznie, już nie mówiąc o zdradzie tajemnicy państwowej - powiedział Kaczyński, dodając, że te dokumenty to doniesienia TW "Bolka", które miały być "oryginalne i sprawdzone grafologicznie". - Wtedy wywiązała się, pamiętam, między nami taka dyskusja, gdzie ja broniłem Lecha Wałęsy, mówiąc (...), że nie bardzo wierzę, żeby to było jego autorstwa. On mi przedstawiał bardzo mocne argumenty za tym, że to jednak mogło być jego autorstwa - relacjonował prezes PiS. Kaczyński w rozmowie z Milczanowskim w 1991 r. był zdania, że dokumenty nie mogą być autorstwa Wałęsy, że ten nie mógł ich napisać, bo tekst jest gramatycznie spójny i logiczny. Jednak Milczanowski odpowiedział, iż procedura ich tworzenia była taka, że Wałęsa najpierw opowiadał o danej sprawie "ubekowi", a ten miał później dyktować Wałęsie spójniejszą wersję. Według Kaczyńskiego, były szef UOP i minister spraw wewnętrznych nie miał wątpliwości, co do autentyczności tych akt. Dodał także, że nie wie, czym kierował się Milczanowski, pokazując mu te donosy. Badał kserokopie Rozmowa miała wówczas dotyczyć nie tylko Wałęsy. - Ta słynna lista Milczanowskiego, która została mi wtedy pokazana, była, powiedzmy sobie, nieporównanie dłuższa niż lista Macierewicza, czy te inne listy, które później publikowano jako listę Milczanowskiego - mówił Kaczyński. Milczanowski zdecydowanie zaprzecza, że pokazywał takie dokumenty. - To jest kłamstwo, (...) nie było spotkania w sprawie dokumentów dotyczących Lecha Wałęsy - mówił wczoraj i wyjaśniał, że w 1990 r. zlecił badanie pliku dokumentów odbitych na ksero i z laboratorium Komendy Głównej Policji otrzymał ekspertyzę, z której wynikało, że na podstawie kserokopii nie można ustalić autorstwa pisma ręcznego. - Jakże wobec tego w późniejszym czasie mogłem zapewniać, że jestem w posiadaniu oryginalnych dokumentów dotyczących Wałęsy? - pytał Milczanowski. Jego zdaniem, Kaczyński kłamie z powodu nienawiści do niego i Wałęsy. - Ja nie liczyłem, jak brałem, i nie liczyłem, jak oddawałem - mówi Wałęsa i dodaje, że żadnych dokumentów nie zniszczył. Pytany, czy wytoczy pozwy przeciwko prezydentowi Kaczyńskiemu, historykom IPN i TVP, odpowiedział: "to jest dużo czasu i pieniędzy i szukam adwokatów, prawników, którzy tym się zajmą". Według książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, Wałęsie zostały dostarczone akta SB na jego temat, które oddał, ale niekompletne. Miało brakować dokumentów potwierdzających, że Wałęsa był "Bolkiem". Zniknęły m.in. mikrofilmy znalezione w 1993 r. przez UOP u byłego funkcjonariusza SB z Gdańska Jerzego Frączkowskiego. Mikrofilmy zawierały dokumenty na temat Wałęsy, Lecha Kaczyńskiego, Jacka Merkla, Bogdana Borusewicza, Bogdana Lisa i innych osób. Śledztwo w sprawie zaginięcia dokumentów umorzono w 1999 roku. Paweł Tunia "Nasz Dziennik" 2008-06-27

Autor: wa