Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Hercules nie taki tęgi

Treść

W ciągu dwóch lat nasze siły zbrojne otrzymają od Stanów Zjednoczonych pięć używanych samolotów transportowych typu Hercules. Mimo że mamy je przejąć za symboliczną złotówkę, pojawia się pytanie, czy w ogólnym rachunku ekonomicznym, związanym z przygotowaniem maszyn do ponownej eksploatacji, bardziej korzystnym rozwiązaniem dla Polski nie byłby zakup całkiem nowych samolotów. Specjaliści od techniki wojskowej nie mają co do tego żadnych wątpliwości, ale posłowie z sejmowej Komisji Obrony Narodowej zaznaczają, że ten wariant nie jest możliwy przy obecnie zatwierdzonym przez ministra obrony narodowej planie budżetowym. Realizacja programu przejęcia od Amerykanów wysłużonych Herculesów rozpoczęła się jeszcze za rządów SLD. - Absolutnie bardziej korzystny byłby zakup nowych odpowiedników Herculesów, ale obecny minister obrony narodowej nie ma innego wyboru, jak realizować politykę rządu, w którym ministrem obrony był Jerzy Szmajdziński. Niestety, programy zbrojeniowe charakteryzują się tym, że obowiązują przez następne kilka lub kilkanaście lat. Więc machina została puszczona w ruch - zaznacza Wojciech Łuczak, redaktor naczelny miesięcznika "Raport - wojsko, technika, obronność". Jego zdaniem, o wiele lepszym rozwiązaniem byłoby wejście Polski do programu europejskiego transportowca jako jednego z jego "graczy narodowych". - Uważam, że tutaj zaprzepaściliśmy szansę, ponieważ był czas, kiedy mogliśmy wejść jako jeden z sygnatariuszy programu transportowca europejskiego A400M, w którym są obecne m.in. Turcja, Belgia, Hiszpania i Wielka Brytania. Więc sygnatariuszy tego programu jest wielu, a ten transportowiec jest fantastyczny. Najprawdopodobniej Amerykanie będą go również produkować na licencji - zauważa Łuczak. Grzegorz Hołdanowicz z miesięcznika "Raport - wojsko, technika, obronność" wskazuje na zapotrzebowanie naszej armii na samolot transportowy klasy Hercules. - Jest on Polsce zdecydowanie potrzebny, nawet bardziej niż samoloty typu CASA, które powinny być uzupełnieniem Herculesów, gdyż te dają jakąś realną - chociaż na dzisiejsze czasy też niewystarczającą - mobilność. Hołdanowicz nie ma natomiast wątpliwości, że znacznie rozsądniej byłoby wybrać nowy samolot. - Wprawdzie nie są one tanie, ale mogą służyć około 40-50 lat, więc na pewno koszty zakupu by się zwróciły. Ponadto współczesne maszyny są znacznie tańsze w eksploatacji i lepiej wyposażone - zauważa. Jego zdaniem, Herculesy, które mamy otrzymać, są "oczywiście czymś nowym pod względem jakościowym, ale będą z całą pewnością sprawiały problemy w trakcie eksploatacji". Generał Stanisław Koziej, były wiceminister obrony narodowej, teoretyk wojskowości, uważa, że lepszym rozwiązaniem byłoby kupno nowych samolotów. - Tym bardziej że otrzymujemy raczej starą wersję, a nie najnowszą. Uważam, że lepiej nabyć mniej samolotów, a lepszych i nowszych, niż więcej i starszych. W ogóle tego typu środki transportu strategicznego nie są naszym priorytetem, zamiast tego lepiej byłoby uzyskać od Amerykanów np. bezpilotowce, czyli bardziej perspektywiczny sprzęt - oznajmia Koziej. Poseł Jerzy Budnik z sejmowej Komisji Obrony Narodowej jest zdecydowanie zwolennikiem nowego sprzętu. - Nie jestem przekonany co do kupowania rodzajów sprzętu i broni, który wychodzi już z użycia, bo później ujawniają się w nim problemy z eksploatacją. Byłoby źle, gdybyśmy stali się takim śmietnikiem, któremu przekazuje się wszystko, co wycofuje się z uzbrojenia armii NATO. Oczywiście Herculesy długo jeszcze takie nie będą, ale trzeba dbać o to - w przypadku gdy uzbrojenie jest coraz bardziej kosztowne - by jednak nabywać sprzęt nowej generacji - twierdzi Budnik. Aleksander Szczygło (PiS), wiceprzewodniczący Komisji Obrony Narodowej, były szef MON, podkreśla, że w obecnej sytuacji finansowej ministerstwa obrony nie jest możliwe dokonanie zakupu nowego transportowca dla wojska. W jego opinii, dobrym rozwiązaniem mogłaby być zmiana sposobu finansowania resortu obrony narodowej z obecnych 1,95 PKB roku poprzedniego na 1,95 PKB roku planowanego, "co daje sumę, jeżeli porównamy tegoroczny budżet z ubiegłorocznym, dwa miliardy kilkaset milionów złotych rocznie dodatkowo". Ministerstwo Obrony Narodowej zwraca natomiast uwagę, że samoloty C-130 Hercules są darowizną rządu USA w ramach programu EDA (Excess Defense Articles). "Strona polska ponosi koszt remontu i modernizacji tych samolotów. Czynności te finansowane będą z bezzwrotnych środków pomocowych przyznanych Polsce przez rząd USA w ramach programu FMF (Foreign Military Financing)" - czytamy w przesłanym do nas oświadczeniu resortu obrony. Według ministerstwa, wartość 5 C-130E, które otrzymamy, wynosi ok. 98 mln USD. Obejmuje ona: samoloty, ich gruntowny przegląd techniczny, wyposażenie w systemy awioniki niezbędne do wykonywania lotów w przestrzeni międzynarodowej zgodnie z obowiązującymi standardami oraz szkolenie załóg i techników w USA. Na tych planach przejęcia od Amerykanów samolotów nie pozostawia suchej nitki Stanisław Głowacki, przewodniczący Sekcji Krajowej Przemysłu Zbrojeniowego NSZZ "Solidarność". - W naszym resorcie obrony panuje dziwne przekonanie o potrzebie zakupu staroci od różnych producentów światowych i armii. Tak było w przypadku przejmowania za tzw. złotówkę czołgów Leopard i tak samo sprawa wygląda z tymi transportowcami. Oczywiście okazało się później, że czołgi nie były wcale za złotówkę, ale są bardzo kosztowną inwestycją dla polskiej armii. Więc jest to po prostu "śmieszna" sytuacja, a koszty tego są niewyobrażalne, i tak samo będzie w przypadku tych Herculesów - zauważa Głowacki. W jego opinii, problem polega nie tylko na przeznaczeniu na nie 98 mln USD, ale także na "zakupieniu pewnej infrastruktury, którą trzeba później w przyszłości te samoloty obsługiwać". Jacek Dytkowski "Nasz Dziennik" 2008-10-01

Autor: wa