Kto rozpatrzy odwołania?
Treść
Z Michałem Dworczykiem, współautorem ustawy o Karcie Polaka, doradcą ds. Polonii i Polaków za Granicą w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, rozmawia Jacek Dytkowski Pracował Pan nad kształtem ustawy o Karcie Polaka. Jednym z jej założeń było powołanie Rady do spraw Polaków na Wschodzie. Jaki cel miał przyświecać powstaniu tego organu? - Chcieliśmy stworzyć organ odwoławczy, który całkowicie obiektywnie rozpatrywałby odwołania od negatywnych decyzji w sprawie przyznania Karty Polaka wydawanych ewentualnie przez konsulów. Radę miały tworzyć osoby, które nie tylko są profesjonalistami mającymi dużą wiedzę na temat Polaków poza granicami kraju, w szczególności Polaków na Wschodzie, ale również nie są w żaden sposób instytucjonalnie związane z resortami zaangażowanymi w realizację tej ustawy. Oczywiście w Radzie powinni znaleźć się również przedstawiciele tych resortów, ale naszym zdaniem, nie powinni w niej dominować. Dlaczego? - Uzasadnienie jest dosyć proste i - powiedziałbym - bardzo ludzkie. Organem wydającym decyzję o przyznaniu Karty Polaka jest konsul, to znaczy urzędnik MSZ. Od jego decyzji można odwoływać się do ministra spraw zagranicznych. Na pierwszy rzut oka taki wariant wydaje się najbardziej logiczny, ale przecież realnie odwołań nie będzie rozpatrywał osobiście minister, tylko inny urzędnik MSZ w jego imieniu. Niebezpieczeństwo polega na tym, że w MSZ, tak jak w każdym innym resorcie, urzędnicy bardzo dobrze się znają, a już szczególnie w wąskim kręgu pracowników zajmujących się problematyką polonijną. To naturalne, że takie osoby, które ze sobą współpracują, mają do siebie zaufanie, a czasem są od siebie po prostu zależne, mogą przy rozpatrywaniu odwołań od decyzji swoich kolegów sugerować się kwestiami pozamerytorycznymi. Jest obawa, że nawet najlepszy urzędnik może ulec pokusie zrezygnowania z drobiazgowego i żmudnego badania sprawy, skoro jego dobry i zaufany kolega - konsul, wydał określoną decyzję. Podsumowując - chodziło nam o wprowadzenie zasady maksymalnej transparentności oraz gwarancji, że odwołania będą rozpatrywane w sposób całkowicie obiektywny i wolny od jakichkolwiek wpływów zewnętrznych. Niedawno premier Donald Tusk powołał do życia Radę do spraw Polaków na Wschodzie. Znamy już jej skład... - Nie znam personalnie powołanych osób, które weszły do Rady. Natomiast wiem, że składa się ona wyłącznie z urzędników. Mogę powiedzieć tylko, że żałuję, iż przy powołaniu Rady nie wykorzystano jej modelu wypracowanego w ramach prac nad ustawą o Karcie Polaka. Moim zdaniem, Rada w obecnym kształcie już na samym początku straciła nieco sens własnego istnienia. Jeżeli zasiadają w niej sami urzędnicy, to równie dobrze zamiast tej Rady organem odwoławczym może być minister właściwy do spraw zagranicznych - przecież i tak zapewne ci sami urzędnicy, którzy dziś są w Radzie, będą rozpatrywać odwołania. Za poprzedniej ekipy rządowej nie można było ustalić składu tej Rady? - Nie. Dlatego że przed powołaniem Rady trzeba było wydać akty wykonawcze do ustawy o Karcie Polaka. Proszę też pamiętać, że w ogóle ustawa została przyjęta na przedostatnim posiedzeniu Sejmu i na ostatnim posiedzeniu Senatu. Konsultowaliśmy się w tej sprawie z prawnikami, w kancelarii premiera, w MSZ, i odpowiedź była jednoznaczna: na tym etapie powoływanie Rady byłoby bardzo sztuczne i przedwczesne. W związku z tym nie chcieliśmy tworzyć sytuacji, z której później mogłyby wynikać jakieś napięcia czy zarzuty, że "na siłę", tuż przed odejściem rządu, starano się stworzyć jakieś ciało obsadzone przez tę czy inną opcję polityczną. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-05-07
Autor: wa