Przejdź do treści
Przejdź do stopki

ME koszykarzy

Treść

Brak polskich koszykarzy w najlepszej ósemce rozgrywanych w naszym kraju mistrzostw Europy nie był niespodzianką i wielkim zawodem. Małe rozczarowanie jednak odczuwaliśmy, bo przy większej dozie szczęścia i umiejętności Biało-Czerwoni do ćwierćfinału mogli awansować.

Najpierw była euforia, gdy nasi wygrywali z Bułgarią i Litwą. Szczególnie ten drugi sukces, odniesiony w pojedynku z drużyną utytułowaną, mocną, z aspiracjami, odbił się w całym kraju szerokim echem. Wydawało się wtedy, że Polacy mogą w turnieju zajść daleko, do ósemki i powalczyć nie tyle o medal, ile o kwalifikację do przyszłorocznych mistrzostw świata. Niestety, każde kolejne spotkanie było już gorsze. Dawało o sobie znać zmęczenie, a potem brak doświadczenia i umiejętności. Gdy nie szło, nasi próbowali indywidualnych zrywów, skazanych na niepowodzenie. Zespół nie potrafił odnaleźć swojego stylu i tożsamości, sam Marcin Gortat nie był w stanie przechylać szali zwycięstwa na naszą korzyść, a w kilku meczach i jemu przytrafiały się słabsze momenty. Pomysłu i recepty zdawał się nie odnajdywać i trener Muli Katzurin.
Pamiętajmy jednak, że Polacy wracali do elity po latach niebytu. W poprzednich mistrzostwach Europy nie wygrali ani jednego spotkania. Wcześniej długo w ogóle nie potrafili się zakwalifikować do imprez najwyższej rangi. Teraz niby zagrali w niej z urzędu, jako gospodarz, ale też odnieśli dwa zwycięstwa, chwilami pokazując koszykówkę na niezłym poziomie. To jest krok do przodu. Inna sprawa, że nie byli bez szans w starciach z Serbią i Słowenią, które przegrali nie tyle z powodu świetnej postawy rywali, ile własnych niedostatków. W pojedynku o wszystko, z Hiszpanią, nic zrobić już nie mogli. Pau Gasol i Juan Carlos Navarro zagrali na poziomie nieosiągalnym, światowym, we dwójkę prowadząc zespół do sukcesu, który ani przez moment nie był zagrożony.
Polacy oczywiście byli źli i rozczarowani. Liczyli na to, że atut własnego parkietu i fantastyczna publiczność pomogą im trafić do ósemki, powalczyć o coś więcej. Okazało się, iż to zbyt mało. Głowy jednak nikt nie zwieszał. - Pozostał w nas głód sukcesu, który, mam nadzieję, przełoży się na jeszcze cięższą pracę. Mamy młody zespół, z naprawdę sporym potencjałem, wciąż się rozwijamy i podnosimy swe umiejętności. Na mistrzostwach zgraliśmy się, poznaliśmy. Przeszliśmy też razem przez wiele momentów lepszych i gorszych, ale atmosfera pozostała dobra. To była pożyteczna lekcja dla każdego, także dla mnie. Za dwa, trzy lata możemy być jedną z wiodących sił w Europie - powiedział Marcin Gortat.
Z drużyny, która walczyła na mistrzostwach, ubędzie tylko Adam Wójcik, który zakończył reprezentacyjną karierę. Pozostali zostaną, część z nich wkrótce zadebiutuje na parkietach mocnych zagranicznych lig. Nie wiadomo, co z trenerem Katzurinem, którego umowa wygaśnie wraz z końcem mistrzostw. - Nie miałem zapisanego celu do osiągnięcia - przyznał Izraelczyk. Decyzja należy do władz PZKosz, sam szkoleniowiec chciałby pozostać na stanowisku. - Niezależnie jednak od tego, kto ten zespół poprowadzi, może w przyszłości myśleć o sukcesach. Polska wreszcie ma dobry, perspektywiczny zespół, który za rok powinien być jeszcze lepszy - dodał.
Pisk
"Nasz Dziennik" 2009-09-18

Autor: wa