Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Nowe piętro w szczeblu dowodzenia to niewypał

Treść

Z gen. Stanisławem Koziejem, byłym doradcą ministra obrony narodowej, rozmawia Zenon Baranowski

W ciągu 10 lat MON chce wysupłać ok. 60 mld zł na modernizację, sądzi Pan, że się uda?
- Te liczby wynikają z zakładanego utrzymywania wskaźnika budżetu MON na poziomie 1,95 proc. PKB i w ramach tego przeznaczanie ok. 20 proc. na modernizację techniczną armii. Wówczas to daje sumę ponad 60 mld złotych. Ale te 20 proc. budżetu to jest za mało jak na potrzeby dużych zmian technicznych w naszych siłach zbrojnych. Dlatego w tym programie raczej powinno się zwiększać ten procentowy udział w budżecie MON na sprawy techniczne. W tym roku mieliśmy ten udział większy, ale w związku z uzawodowieniem został on obniżony na pułap minimalny. Uważam za błąd zmniejszanie procentowe nakładów na modernizację techniczną. Tutaj potrzeby są dosyć duże. Budowie armii zawodowej musi towarzyszyć wzrost nakładów na modernizację techniczną, procentowy, a nie tylko liczbowy. Tutaj chodzi o relacje procentowe między nakładami na technikę a nakładami na pozostałe działy wojska.

Minister Bogdan Klich mówił, że zakłada się szeroką wymianę sprzętu wojskowego, podawał szczegóły, ale w przypadku śmigłowców był ogólnikowy, a tymczasem jedna z gazet ujawniła, że w służbie mają nadal zostać stare Mi-8, które np. nie mogą latać w nocy.
- Śmigłowce powinny być priorytetem rozwojowym, jeśli chodzi o wojska lądowe, ale nie tylko - cała klasa różnorodnych śmigłowców powinna być już dawno wprowadzona do armii. To powinien być jeden z najważniejszych programów sił zbrojnych. Niestety, do tej pory był on jakby traktowany po macoszemu. W związku z tym dochodzi do takich sytuacji, że trzeba na siłę przedłużać resursy starego sprzętu, ponieważ nie ma jeszcze nowego. Koniecznie trzeba przyśpieszyć program śmigłowcowy i zwiększyć go nawet w stosunku do dotychczas zakładanego - jest tam przewidziane wprowadzanie nowych śmigłowców, ale moim zdaniem, jest to za mało. To samo dotyczy również samolotów bezpilotowych, które powinny być szeroko wprowadzane, bardziej niż to się zakłada w tym programie.

Wiemy, że ma powstać nowe stanowisko szefa obrony. Czy jest ono potrzebne?
- Moim zdaniem, jest to zupełnie błędny kierunek - ustanawianie dodatkowego stanowiska. Takie rozwiązanie jeszcze bardziej może ponadto osłabić cywilną kontrolę nad siłami zbrojnymi, którą powinien sprawować szef MON. W ten sposób minister swoje obowiązki przerzuci na tego nowego generała - generała nad generałami. To jest wbrew współczesnym tendencjom.

Im mniej stanowisk, tym lepiej?
- Chodzi o to, żeby było mniej szczebli dowodzenia, a nie więcej. Tym bardziej że nasza armia ulegnie zmniejszeniu, jako armia zawodowa, więc tworzenie jeszcze jednego "piętra" w szczeblu dowodzenia to jest zupełnie odwrotny kierunek niż nowoczesne tendencje w organizowaniu systemów dowodzenia. Obecnie, dzięki komputeryzacji tych systemów, można jednocześnie dowodzić większą liczbą podległych sobie ogniw niż w tradycyjnym systemie.

Dokument nie porusza tematyki wojny, konfliktu zbrojnego, nie pada w nim słowo "wojna".
- Jest dokument, który nie jest dokumentem operacyjnym. Nie zajmuje się sprawami operacyjnymi, sprawami prowadzenia wojny, konfliktów. On jest wyłącznie poświęcony przedsięwzięciom modernizacyjnym w ramach sił zbrojnych, zmianom organizacyjnym, strukturalnym, wyposażeniu, zakupom.

Same techniczne sprawy?
- Tak. To jest program przyszłej transformacji sił zbrojnych. On oczywiście, jako punkt wyjścia, powinien brać i mam nadzieję - bierze, te wszystkie uwarunkowania, czyli potrzeby operacyjne, w jakim konflikcie wojsko może brać udział, w związku z tym, jak powinno być przygotowywane do tego konfliktu. Ale to jest punktem wyjścia do tego programu, natomiast nie jest jego treścią.

Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-01-02

Autor: wa