Od Annasza do Kajfasza
Treść
Trudno ruszyć z procesem sądowym, gdy powodem jest wykładowca i promotor wielu krakowskich sędziów Andrzej Zoll, były rzecznik praw obywatelskich, sędzia Trybunału Konstytucyjnego. Przekonał się o tym poseł Arkadiusz Mularczyk, który w maju ubiegłego roku wytoczył Zollowi proces o zniesławienie. Pozew odsyłano z sądu do sądu, dokumenty trafiły już do niemal wszystkich instancji w Krakowie. Ostatecznie, po roku postępowanie się rozpocznie rozpatrzeniem wniosku o... umorzenie postępowania. - Jest już wyznaczony sędzia referent, więc obawy, że nie znajdzie się w Krakowie sędzia, który poprowadzi to postępowanie, się nie potwierdziły. Termin wyznaczono na 26 maja i będzie to posiedzenie w przedmiocie umorzenia postępowania - powiedział nam sędzia Rafał Lisak, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Krakowie. Na rozpoczęcie postępowania w wydawałoby się prostej do rozstrzygnięcia sprawie zniesławienia, a więc z artykułu 212 kodeksu karnego, poseł Arkadiusz Mularczyk musiał czekać prawie rok. Komentując wystąpienie Mularczyka przed Trybunałem Konstytucyjnym, podczas postępowania, w którym parlamentarzysta, reprezentując Sejm, bronił ustawy o udostępnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa komunistycznego zwanej potocznie "ustawą lustracyjną", były prezes TK Andrzej Zoll zarzucił parlamentarzyście złamanie prawa i celowe wprowadzenie Trybunału w błąd. Jednak to, o czym mówił były rzecznik praw obywatelskich, w rzeczywistości nie miało miejsca, a Mularczyk złożył pozew o zniesławienie. "Jako prawnik, a zwłaszcza były Prezes Trybunału Konstytucyjnego, oskarżony powinien był zdobyć się na niezależność i krytyczną ocenę dozowanej mu informacji, nie wspominając już o konieczności sprawdzenia tej informacji u źródła, co zapewne akurat oskarżonemu nie sprawiłoby żadnej trudności. Zresztą już dostępne w mediach relacje z rozprawy przed Trybunałem Konstytucyjnym pozwalały na wyrobienie sobie własnej oceny na temat zachowania pokrzywdzonego" - napisał w pozwie mecenas Rafał Wypiór, reprezentujący Mularczyka. Postępowania w sprawach o zniesławienie - zwłaszcza w przypadkach dotykających osób pełniących funkcje publiczne, nawet biorąc pod uwagę ograniczoną wydolność polskich sądów - prowadzone są dość szybko. Wystarczy wspomnieć chociażby decyzję warszawskiego sądu, który zabronił dziennikarzom TVP i "Naszego Dziennika" oraz profesorowi Andrzejowi Zybertowiczowi publikować informacji dotyczących przeszłości Zygmunta Solorza-Żaka. W sprawie przeciwko Andrzejowi Zollowi, znanemu prawnikowi, spod którego ręki wyszło wielu krakowskich sędziów - krakowskie organa wymiaru sprawiedliwości zareagowały tak, jak by i nie chciały, i nie mogły. - Rzeczywiście było kilka wpadek. Dziesięć miesięcy to za dużo, normalnie takie sprawy zaczynają się pod dwóch, trzech miesiącach. Ale to wynikało z pewnych procedur i czynności, zmieniały się sądy, które sprawę miały prowadzić, jeden z sędziów wystąpił też o wyłączenie. Teraz postępowanie już ruszy - tłumaczy sędzia Rafał Lisak z krakowskiego sądu okręgowego. Na to, by postępowanie "ruszyło", poseł Mularczyk musiał jednak czekać wiele miesięcy. Pozew, który złożył 30 maja 2007 r., doczekał się rozprawy wyznaczonej na 26 maja br. O ile oczywiście w ostatniej chwili nie wystąpią "nieprzewidziane okoliczności". A tych jak dotąd nie brakowało. Najpierw sąd właściwy dla Krakowa Śródmieście, gdzie trafił pozew, zdecydował o przekazaniu sprawy do Warszawy, ponieważ wypowiedź Zolla - jak uznał sąd - miała miejsce na falach stacji radiowej, której siedziba mieści się w Warszawie. Andrzej Zoll złożył zażalenie, przekonując, że wypowiedź miała miejsce w Krakowie, bo właśnie z tego miasta prowadził z dziennikarzem rozmowę telefoniczną. A skoro mówił do słuchawki w Grodzie Kraka, to sprawa trafiła do rozpatrzenia pod Wawel. Tu jednak też nie przystąpiono do jej rozpoznania. Rozpoczął się natomiast wielomiesięczny prawniczy ping-pong. Z wydziału karnego pozew przesłano do sądu najniższej instancji - sądu grodzkiego. Ten postępowania przeciwko Zollowi też nie rozpoczął. Sąd Apelacyjny w Krakowie uznał jednak, że ze względu na wagę sprawy i fakt, iż w sporze występują osoby publiczne, pozew powinien rozpatrzyć sąd okręgowy. Ten jednak jak dotąd jej nie rozpatrzył. Sędzia wyznaczony bowiem do jej prowadzenia w styczniu wystąpił o wyłączenie, argumentując, iż studiował na jednym roku z Mularczykiem, a Zoll był jego wykładowcą. Kilka miesięcy zajęło wybranie kolejnego sędziego. Zaczną od umorzenia? - Zgodnie z procedurami najpierw rozpoznany zostanie wniosek o umorzenie postępowania złożony przez pełnomocników pozwanego - tłumaczy sędzia Rafał Lisek. Adwokaci prof. Andrzeja Zolla złożyli bowiem wniosek o umorzenie postępowania, tłumacząc, że nie ma podstaw do oskarżenia, zaś wypowiedź byłego sędziego i zarazem eksprezesa Trybunału Konstytucyjnego nie miała na celu znieważenia Mularczyka, była natomiast uprawnioną krytyką sposobu reprezentowania przez niego Sejmu. - O tym, że wyznaczono termin rozprawy, dowiaduję się od pana, ja żadnego zawiadomienia do tej pory nie dostałem. De facto od chwili złożenia pozwu minął rok. Moim zdaniem, mamy do czynienia z sytuacją, w której sądy nie chciały zajmować się sprawą dotyczącą profesora Zolla - komentuje poseł Arkadiusz Mularczyk. Z profesorem Andrzejem Zollem nie udało nam się skontaktować. Jak poinformowano nas wczoraj w sekretariacie Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, "profesora dzisiaj nie było i nie będzie". 11 maja 2007 r. w radiu TOK FM "na żywo" transmitowano wywiad Jacka Żakowskiego z Andrzejem Zollem. Dziennikarz jednoznacznie sformułował pytanie, stawiając tezę o wprowadzeniu w błąd TK. Zoll komentował: "Mieliśmy tu do czynienia z działaniem, które było wprowadzeniem w błąd, a w takim razie mieliśmy do czynienia ze złamaniem prawa. Myślę, że parę przepisów kodeksu karnego by tu się znalazło. Dlatego, że pan Mularczyk nie jest osobą prywatną, tylko występował jako funkcjonariusz publiczny i mieliśmy do czynienia z całą pewnością z nadużyciem władzy i nadużyciem swoich obowiązków, czyli artykuł 231 kodeksu karnego to jest tutaj, jak się mówi, jak drut. Ale mamy również do czynienia z publicznie dokonanym pomówieniem tych osób, których dotyczyły te wnioski". Andrzej Zoll powiedział wówczas również, iż sprawę przeciwko Mularczykowi powinna z urzędu wszcząć prokuratura w ramach postępowania karnego. Sęk w tym, że Mularczyk, występując przed Trybunałem, nigdy nie zataił informacji o przeszłości dwóch sędziów Trybunału: Mariana Grzybowskiego i Adama Jamroza, ograniczając się do poinformowania, że pewne dokumenty dotyczące tych sędziów znajdują się w IPN, i wnosząc o to, by Trybunał wystąpił o udostępnienie tych dokumentów i zbadanie, czy nie zachodzą przesłanki wskazujące na konieczność wyłączenia tych sędziów z orzekania. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-04-18
Autor: wa