Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Pięć tysięcy nierozliczonych zbrodni

Treść

W najbliższych dniach Instytut Pamięci Narodowej poda do wiadomości publicznej wyniki skontrum w archiwach, które pokażą, ile dokumentów ze śledztw w sprawie zbrodni na Narodzie Polskim bezprawnie przekazano w ubiegłych latach za granicę, głównie do Niemiec. Nieoficjalnie wiadomo, że odkryte braki uniemożliwiają IPN dokończenie blisko pięciu tysięcy śledztw. Sprawę personalnej odpowiedzialności za utratę archiwalnych dokumentów bada warszawska prokuratura apelacyjna. Postępowanie, zawieszone od blisko dwóch lat w oczekiwaniu na wyniki skontrum, ma teraz szansę ruszyć pełną parą. Mimo upływu 63 lat od zakończenia II wojny światowej blisko pięć tysięcy śledztw w sprawie zbrodni niemieckich w Polsce nie zostało dotychczas zakończonych w sposób procesowy - to nieoficjalna informacja na temat wyników skontrum (sprawdzenie stanu archiwaliów na półkach z ewidencją) w archiwach IPN. Co gorsza, nie wiadomo, czy sprawy te będzie można jeszcze kiedykolwiek "domknąć", bo dowody wyciekły do Niemiec i spoczywają w tamtejszych archiwach. Chodzi o dziesiątki, a nawet setki tysięcy utraconych dokumentów - dokładna liczba będzie znana po uruchomieniu przez Główną Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu centralnej bazy danych, obejmującej wyniki skontrum w komisji głównej i wszystkich komisjach oddziałowych. Są wśród nich oryginalne protokoły przesłuchań świadków (którzy w większości już nie żyją), protokoły oględzin, pewna liczba dowodów rzeczowych. Przegląd zasobów potwierdził, że proceder wysyłki akt do Niemiec miał charakter masowy. Trafiały one najczęściej do Centrali w Ludwigsburgu (Zentrale Stelle der Landesjustizverwaltungen), ale także do poszczególnych prokuratur niemieckich, nie tylko na terenie dawnej RFN, ale także NRD, a potem zjednoczonych Niemiec. Zdarzały się także, choć na mniejszą skalę, wypadki przekazywania akt organom prokuratorskim Związku Sowieckiego. Dotyczyło to przede wszystkim zbrodni popełnionych na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej na polskich Żydach oraz jeńcach sowieckich - te akta w całości przekazano do Moskwy. Tylko w nielicznych przypadkach, zgodnie z procedurą, wysyłano za granicę poświadczone kopie dokumentów. - Straty w dokumentacji mają różny ciężar gatunkowy. Najbardziej dotkliwe są te, gdzie utraciliśmy oryginały bez pozostawienia sobie kopii na prawach oryginału - powiedział nam prokurator Tomasz Kamiński, rzecznik pionu śledczego IPN. - Wysyłanie akt za granicę nie było przekazaniem ścigania w sensie procesowym - zaznaczył prokurator Tomasz Kamiński. Procedura karna pozwala na przekazanie ścigania dopiero po postawieniu zarzutów konkretnym osobom. Zgodnie z art. 591 par. 5 i 6 kodeksu postępowania karnego minister sprawiedliwości zwraca się wtedy do zagranicznych organów o ściganie obywatela danego państwa. Przekazanie ścigania za granicę nie łączy się automatycznie z umorzeniem postępowania w kraju, przeciwnie, powinno być ono kontynuowane, jeśli organy zagraniczne zwlekają z jego podjęciem lub je bezpodstawnie umarzają. Postanowienia organów zagranicznych w tym zakresie nie wiążą polskiej prokuratury. Tymczasem proceder, z jakim mieliśmy do czynienia w kolejnych Głównych Komisjach, polegał na swoistej "spychologii" - akta wędrowały za granicę przed postawieniem komukolwiek zarzutów, a w kraju umarzano postępowanie. Nikt nie interesował się, co Niemcy zrobią dalej z materiałem dowodowym. Ci zaś masowo umarzali postępowania. Na palcach rąk można policzyć przypadki skazania niemieckich zbrodniarzy i zawiadomienia o tym strony polskiej. Przejęta przez Niemców dokumentacja została następnie rozlokowana w niemieckich archiwach i zarchiwizowana, stając się częścią niemieckich zasobów. Wydobycie jej stamtąd będzie niezmiernie trudne, jeśli nie niemożliwe. Z pewnością niezbędna po temu byłaby inicjatywa dyplomatyczna ze strony polskiego rządu. Czy tylko infantylizm? Co będzie dalej z niezakończonymi procesami o zbrodnie niemieckie? - Jeśli pozostały kopie dowodów - będziemy występować o zwrot oryginałów. Dla celów postępowania można wykorzystać także odpisy dokumentów. Tam, gdzie nie pozostawiono kopii, a więc nastąpiła utrata dokumentów - trzeba będzie przeprowadzać postępowania odtwarzające. W większości wypadków będzie to niemożliwe, gdyż świadkowie nie żyją - wyjaśnił prokurator Kamiński, zaznaczając, że każdą sprawę należy rozpatrywać indywidualnie. Potrzebna będzie także weryfikacja zasadności postępowań, ponieważ w niektórych sprawach zarzuty wysunięte zostały trochę na wyrost - obciążono automatycznie odpowiedzialnością za zbrodnie dowódcę formacji wojskowej przebywającej na danym terytorium. Z pewnością najbliższych kilka lat przysporzy śledczym IPN nawału pracy. Trudno w tej sytuacji nie postawić pytania - kto odpowiada za tę swoistą "zbrodnię na historii"? Z naszych informacji wynika, że trwająca latami wysyłka akt do Ludwigsburga odbywała się na mocy wytycznych Głównej Komisji (w jej kolejnych emanacjach) i to jej szefowie zatwierdzali te decyzje, wychodząc jakoby z założenia, że sprawców nie można oskarżyć w Polsce, bo Niemcy nie wydają swoich obywateli. Mielibyśmy więc do czynienia ze swoistym infantylizmem urzędniczym, który pozwalał sądzić, że strona niemiecka ukarze przykładnie swoich zbrodniarzy. Jednak to proste wytłumaczenie budzi wątpliwości w świetle kolejnych faktów. Oto w czerwcu 1997 roku ówczesna naczelna dyrektor Archiwów Państwowych doc. dr Daria Nałęcz w porozumieniu z dr. Ryszardem Walczakiem, byłym szefem Głównej Komisji, przekazała Niemcom kolejne bezcenne dokumenty - chodzi o akta Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (tzw. akta RSHA), spoczywające dotąd w archiwach IPN. Wcześniej oddano stronie niemieckiej zbiór autentycznych fotografii z Powstania Warszawskiego, także pochodzący z archiwów IPN-owskich i eksponowany na wystawach za Odrą. W obu wypadkach nie chodziło o ściganie sprawców zbrodni, lecz o bezprawne rozporządzanie narodowym zasobem archiwalnym przez osoby powołane do tego, by go strzec. Finał w sądzie Ukończenie skontrum w IPN pozwoli prokuraturze wszcząć na nowo zawieszone od dwóch lat śledztwo w sprawie wysyłki akt za granicę. Według rzecznik Prokuratury Apelacyjnej prokurator Katarzyny Szeskiej, prokurator prowadzący czeka tylko na informację z IPN o wynikach skontrum, aby podjąć postępowanie. Śledztwo, wszczęte na wniosek prezesa IPN Janusza Kurtyki w sierpniu 2006 roku, toczy się "w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy państwowych przekazania bez podstawy prawnej materiałów postępowań karnych nieuprawnionym organom państw obcych". Nic nie stoi na przeszkodzie, aby to śledztwo rozszerzyć na inne przypadki wyzbywania się przez decydentów archiwów z państwowego zasobu na rzecz Niemiec - być może wtedy udałoby się ustalić, jakie zależności polityczne, towarzyskie, organizacyjne legły u podstaw tych szokujących decyzji. Wątpliwe jednak, aby udało się ukarać winnych - większość czynów karalnych uległa już przedawnieniu. Małgorzata Goss "Nasz Dziennik" 2008-08-27

Autor: wa