Podsłuch był, ale legalny?
Treść
Prokuratura Okręgowa w Poznaniu odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie podsłuchiwania dziennikarza Cezarego Gmyza i mecenasa Romana Giertycha. Rzecznik poznańskiej prokuratury Magdalena Mazur-Prus tłumaczyła, że śledczy nie dopatrzyli się znamion czynu zabronionego.
Zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na nielegalnym podsłuchiwaniu i wykorzystywaniu jego rozmów z Bogdanem Rymanowskim złożył dziennikarz "Rzeczpospolitej" Cezary Gmyz. Podobne zawiadomienie dotyczące niezgodnego z prawem wykorzystywania zapisów rozmów między nim a jego klientem Wojciechem Sumlińskim przedstawił również mecenas Roman Giertych. Do rozpoznania całej sprawy została wyznaczona w październiku br. prokuratura poznańska. Skarżący podnosili, że te rozmowy powinny zostać zniszczone, bo nie miały nic wspólnego ze śledztwem prowadzonym przez prokuraturę przeciwko Sumlińskiemu. Tak się nie stało, co więcej - niektóre nagrania prokuratura udostępniła adwokatowi Jacka Mąki, wiceszefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który wytoczył cywilny proces "Rz".
Prokurator Magdalena Mazur-Prus wyjaśniała, że podsłuch telefonu Sumlińskiego był prowadzony zgodnie z prawem. - Utrwalenie rozmów nie naruszało też tajemnicy dziennikarskiej - przekonywała pani rzecznik. Nie doszło również, według prokuratury, do złamania zasady ochrony tajemnicy adwokackiej. A to, że podsłuchy nie zostały zniszczone, było decyzją sądu, a nie prokuratury.
Roman Giertych utrzymuje, że stenogramy z podsłuchów telefonicznych Sumlińskiego sporządzone przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego zostały przekazane prokuraturze. Jednak ta, niezgodnie z przepisami, nie zniszczyła ich. I dlatego Giertych zamierza w tej sprawie skierować skargę do ministra sprawiedliwości, o zaistniałych nieprawidłowościach poinformował zaś Naczelną Radę Adwokacką. Cezary Gmyz, komentując decyzję Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, powiedział, że spodziewał się takiego rozstrzygnięcia, ponieważ argumentacja prokuratury jest identyczna z tym, co podawało w komunikatach prasowych na swoich stronach internetowych Ministerstwo Sprawiedliwości.
Niezwykle zastanawiające w całej sprawie jest zachowanie premiera Donalda Tuska, który stwierdził po ujawnieniu sprawy podsłuchów, że w Polsce "zbyt łatwo zakłada się podsłuchy i je upublicznia". Słowa te dawały nadzieję na ukrócenie tego procederu, jednak kolejny krok Tuska był zaprzeczeniem jego wcześniej składanych deklaracji, ponieważ premier stwierdził, że nie ma podstaw prawnych do odwołania wiceszefa ABW Jacka Mąki. Tymczasem, jak przekonuje większość prawników, przekazanie stenogramów adwokatowi Jacka Mąki świadczy o wykorzystywaniu przez wiceszefa ABW swojego stanowiska służbowego do celów prywatnych.
Mateusz Dąbrowski
"Nasz Dziennik" 2009-11-14
Autor: wa