Za parawanem śledztwa
Treść
Blisko 2 mln złotych odszkodowania za firmowe komputery i niezbędne oprogramowanie, które w tajemniczy sposób zniknęły z policyjnego depozytu, domaga się amerykański przedsiębiorca polskiego pochodzenia Mitch Nocula, właściciel przedsiębiorstwa Alucon. Sprzęt komputerowy został w 2000 r. zajęty na polecenie wrocławskiej prokuratury jako materiał dowodowy. Kiedy po wygranym procesie właściciel upadłej już firmy wystąpił o zwrot przejętego majątku firmy, okazało się, że ten wyparował. Materiały, do których dotarliśmy, w tym policyjne zeznania, mogą wskazywać, że komputery zostały zagrabione krótko po wejściu policji do firmy, zaś prokuratorskie śledztwo - jak uważa właściciel przedsiębiorstwa - mogło służyć zakamuflowaniu procederu zniszczenia spółki. We wrześniu 2000 r. do wrocławskiej siedziby firmy Alucon wtargnęli, na polecenie Prokuratury Rejonowej Wrocław Krzyki, funkcjonariusze policji. Pretekst: używanie przez firmę nielegalnych oprogramowań. 22 września 2000 r. Prokuratura Rejonowa Wrocław Krzyki wydała postanowienia o zatrzymaniu zabezpieczonych w firmie komputerów wraz z oprogramowaniem, miały one bowiem stanowić dowód rzeczowy w sprawie. Choć właściciel firmy Mitch Nocula przedstawił śledczym amerykańskie licencje na używanie programów, śledztwo zostało wszczęte. W wyniku działań prokuratury przedsiębiorstwo upadło. W 2005 roku kierownictwo firmy usłyszało prawomocny już wyrok - niewinni. W czerwcu 2005 roku okazało się jednak, że zajęte w firmie komputery zniknęły, rzekomo z policyjnego depozytu. Postępowanie w sprawie kradzieży nie było w stanie doprowadzić do ustalenia sprawcy. - Mam wątpliwości, czy zagrabiony w mojej firmie sprzęt w ogóle trafił do tego depozytu. Chciałbym też wyjaśnić, jakie były powody reakcji prokuratora Grzegorza Knutera prowadzącego w mojej sprawie śledztwo, który proszony o zwrot elementarnego dla działalności gospodarczej sprzętu powiedział mi: "Już nigdy pan go nie dostanie". Czy już wówczas, przed zakończeniem postępowania, wiedział, że komputery wyparowały? - zastanawia się Nocula. Sprawą odszkodowania za skradzione komputery i oprogramowanie 18 września zajmie się wrocławski sąd. Trzy dni wcześniej odbędzie się z kolei rozprawa, którą Nocula wytoczył tamtejszej prokuraturze. Policyjna "ekonomia" W procesie o odszkodowanie za zagrabiony sprzęt komputerowy i specjalistyczne odszkodowanie pozwanym jest Skarb Państwa i Komenda Miejska Policji we Wrocławiu. Amerykański biznesmen domaga się przyznania odszkodowania w wysokości 1 mln 411 tys. 713 zł wraz z ustawowymi odsetkami liczonymi od tej kwoty od 1 stycznia 2001 r. do dnia zapłaty. A to oznacza, że w przypadku wygrania procesu Nocula może otrzymać ok. 2 mln złotych. - Funkcjonariusze Komisariatu Policji Wrocław Krzyki przy realizacji powierzonego obowiązku przechowania rzeczy zatrzymanych 15 września 2000 r. nie stosowali się do przewidzianych przepisami procedur - mówi Nocula. Przedstawiciele wrocławskiej policji jeszcze przed złożeniem pozwu o odszkodowanie byli gotowi do kompromisu i uiszczenia odszkodowania za "zagubione" komputery. W toku wielomiesięcznych negocjacji polegających głównie na wymianie pism i rozmowach telefonicznych policja należność za zaginione komputery, oprogramowanie wraz z kluczami licencyjnymi wyliczyła na ok. 700 złotych. Jak wynika jednak z materiałów z negocjacji, które udostępnił nam amerykański przedsiębiorca, cała sprawa to kolejna kompromitacja wrocławskich organów ścigania. I tak policyjni specjaliści amerykańskie faktury wzięli za listy przewozowe, a kwoty na nich umieszczone, choć oczywiste jest, że w dokumentach księgowych na terenie USA obowiązującą walutą jest dolar - uznali za... złotówki. - Później próbowali się tłumaczyć, iż to dlatego, że nie było na nich symbolu waluty. A jakich pieniędzy mogą używać we wzajemnych rozliczeniach między sobą firmy w Stanach Zjednoczonych? Rubli? - ironizuje nasz rozmówca, osoba z kierownictwa firmy Alucon. Po złożeniu pozwu przez Noculę policja odrzuciła jego roszczenia. - Kwestią tego postępowania jest sprawa zasadności odszkodowania i jego wysokość. My kwestionujemy szkodę, jaka jest wskazywana przez stronę powodową, i kwestionujemy jej wystąpienie w takim rozmiarze i w takiej wysokości - mówił niedawno dziennikarzom Andrzej Janota, prawnik reprezentujący policję. Komputery zniknęły wcześniej Można mieć jednak wątpliwości, czy komputery wraz z oprogramowaniem w ogóle dotarły do policyjnego depozytu. Zeznania niektórych świadków mogą wskazywać, że zagrabiony w firmie sprzęt został rozparcelowany zaraz po prokuratorskiej decyzji o zajęciu "dowodów rzeczowych". To może oznaczać, że na firmę było "zlecenie", a "nieznani sprawcy" po prostu podzielili się "łupem" w przekonaniu, że właściciele firmy nie wymkną się znanej z kontrowersyjnych działań wobec przedsiębiorców wrocławskiej prokuraturze. - Dowody rzeczowe zaginęły na początku sprawy, a później chodziło tylko o ukrycie ich przez przeciąganie dochodzenia i spraw sądowych - uważa Mitch Nocula. I może mieć rację. Wskazują na to choćby informacje zawarte w dokumentach sprawy (2Ds 246/05 s i 2Ds 165/06/sw), takie jak zeznanie komisarza Wojciecha J., który mówił, że w czerwcu 2005 r. okazało się, iż komputery zajęte w firmie Alucon nigdy materialnie nie trafiły do policyjnych depozytów KWP we Wrocławiu. Funkcjonariusz Wojciech J. przyznał również, że na podstawie wykazu dowodów rzeczowych stwierdził, iż 26 października 2000 r. policja zarejestrowała jedynie te przedmioty adnotacją, że znajdują się we wrocławskiej KWP. Wojciech J. powołuje się również na Romana A., obecnie emeryta, wcześniej depozytariusza Wydziału DS KWP we Wrocławiu, który również przekazał mu informację, że przejęte w Aluconie "dowody rzeczowe" nigdy nie zostały przyjęte do depozytu KWP we Wrocławiu. - Teraz dopiero rozumiem, dlaczego przez pięć lat prowadzono sprawy, jeśli do każdego z kwestionowanych, rzekomo pirackich programów dostarczyłem wszelkie możliwe atrybuty ich legalności - mówi Nocula. Łańcuszek firm Alucon nie jest jedyną firmą, która upadła po działaniach wrocławskiej prokuratury i organów ścigania. Wcześniej, po przewlekłym śledztwie i zajęciu kont bankowych, zbankrutował wrocławski JTT Computer. Sąd uniewinnił już właścicieli firmy, którzy domagają się teraz 35 mln zł za zniszczenie przedsiębiorstwa. Wrocławscy śledczy w wyniku zastosowania bezpodstawnego przewlekłego aresztu wobec właścicieli firmy doprowadzili również do upadku poznańskiego Bestcomu. Śledztwo przeniesione ostatecznie z Wrocławia do Poznania trwa już ponad trzy lata i szybko się nie zakończy; prokuratura nie jest w stanie przedstawić sądowi aktu oskarżenia, który usprawiedliwiałby szykany, jakich doznali prezesi firmy i ich rodziny, a jak wynika z informacji, które otrzymaliśmy z kręgów zbliżonych do prokuratury, przewlekłe postępowanie koncentruje się na znalezieniu chociażby poszlakowych dowodów, które pozwoliłyby śledczym uniknąć procesu o odszkodowanie. - Między innymi również tymi przypadkami zajmie się sejmowa Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka na nadzwyczajnym posiedzeniu. Kompletuję teraz materiał i złożę taki wniosek w drugiej połowie września - mówi poseł Arkadiusz Mularczyk, wiceszef komisji. Wojciech Wybranowski "Nasz Dziennik" 2008-09-02
Autor: wa