"Zbyszek" sypnie kolegów?
Treść
W nowelizowanej ustawie hazardowej prawdziwa gra toczyła się o organizację wideoloterii, a w grze były miliardy złotych. To uwagi byłego szefa klubu Platformy Obywatelskiej Zbigniewa Chlebowskiego odsuniętego przez kolegów od piastowania funkcji w partii i Sejmie. "Puszczając farbę", zdaje się ostrzegać kolegów, którzy najwyraźniej postanowili zrobić z niego jedynego kozła ofiarnego afery hazardowej. Według Chlebowskiego, jego głową zagrały wielkie grupy interesów, a sprawa "jest znacznie poważniejsza niż to, że Chlebowski powiedział Sobiesiakowi, że coś mu załatwi".
Tłumacząc się na konferencji prasowej tuż po wybuchu afery hazardowej, Zbigniew Chlebowski jeszcze "nie pamiętał, o co tak naprawdę toczyła się gra". Plącząc się w zeznaniach i nerwowo ocierając cieknący coraz intensywniej z czoła pot, nie był nawet w stanie przyznać rzeczy oczywistej - kim byli występujący w stenogramach podsłuchanych przez CBA rozmów telefonicznych "Miro" i "Grześ, o których rozmawiał z Ryszardem Sobiesiakiem "Rychem", przedsiębiorcą branży hazardowej. Od tamtego czasu zmieniło się jednak wiele. Dobrze zapowiadająca się kariera Chlebowskiego stanęła. Przestał być szefem Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej, stracił też bardzo prestiżową funkcję przewodniczącego sejmowej Komisji Finansów Publicznych. Odwrócili się od niego partyjni koledzy. Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, jeszcze zanim Chlebowski publicznie ogłosił, iż z własnej woli zawiesza się w prawach członka Platformy, gratulował koledze właściwej postawy, a nowy wiceszef klubu PO Janusz Palikot rozpowiadał, że Chlebowski powinien odejść z partii.
Najwyraźniej po długich przemyśleniach Chlebowski zaczął też sobie przypominać, "o co w sprawie ustawy hazardowej naprawdę chodziło". Mimo że, jak wynika ze stenogramów podsłuchanych rozmów, sam obiecywał "Rychowi" (który chciał wykreślenia z projektu ustawy zapisu o obciążających branżę dopłatach), że "na 90 proc. sprawę załatwią, choć nie jest łatwo", zapewniając, że sprawę dopłat blokuje od roku, i to wyłącznie jego zasługa, teraz przekonuje, iż sam stał się ofiarą rozgrywek wielkich grup interesów. - Ktoś zagrał moją głową. Zawsze uważałem, że dopłaty są złym pomysłem, który przyniósłby budżetowi wręcz straty sięgające 1,5 miliarda złotych - wybielał się Chlebowski w opublikowanym wczoraj wywiadzie dla gazety "Polska".
Według Chlebowskiego, sprawa dopłat to jednak tylko zasłona dymna, a chodzi przede wszystkim o wideoloterie. "W nowelizowanej ustawie hazardowej prawdziwa gra toczyła się o organizację wideoloterii. Totalizator Sportowy chciał takiego sformułowania przepisów, które pozwalałoby na nieograniczony rozwój wideoloterii. Znam szczegóły umowy z 2001 roku zawartej między amerykańską firmą a Totalizatorem na dostarczenie systemu umożliwiającego przyjmowanie zakładów w czasie rzeczywistym i dostarczenie lottomatów. Ta umowa jest bardzo niekorzystna, bo daje amerykańskiej firmie prowizję od dochodów Totalizatora. Była ona akceptowana i forsowana przez polityków lewicy i prawicy" - tłumaczył w wywiadzie były szef klubu PO. Przypomniał, że umowa w tej sprawie obowiązuje do 2011 r. i gra toczyła się o nową. - Gdyby nowa ustawa hazardowa o wideoloteriach weszła w życie, to amerykańska firma, która obsługuje Totalizator, mogłaby dostać nowy kontrakt opiewający na 2-3 mld złotych. To za tym kontraktem chodzą prawdziwi lobbyści - dodał Chlebowski. Wyjaśniał też, że wprowadzenie wideoloterii mogłoby skutkować postawieniem maszyny hazardowej w którymkolwiek punkcie lotto. - Na każdym rogu mielibyśmy jednorękiego bandytę, który tylko wyglądałby inaczej - mówił Chlebowski. Zakaz wideoloterii wcale nie musiał być jednak niekorzystny dla "Rycha". Automaty wideoloterii mogły bowiem konkurować z jednorękimi bandytami Sobiesiaka.
Warto przy tym przypomnieć, że o pracę w Totalizatorze Sportowym ubiegała się córka "Rycha", Magdalena Sobiesiak. Chodziło o nie byle jakie stanowisko, bo o funkcję wiceprezesa zarządu. Czy po to, by córka odpowiednio "przypilnowała" przygotowania nowej umowy, o której mówi Chlebowski? O "znalezienie pracy" dla córki Sobiesiak zwrócił się do ministra sportu Mirosława Drzewieckiego. Ten z kolei sprawę do załatwienia przekazał szefowi swojego gabinetu politycznego Marcinowi Rosołowi. Ostatecznie do finalizacji nie doszło. Sobiesiak zrezygnowała dzień przed rozmową kwalifikacyjną, a stało się to już po tym, jak szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusz Kamiński poinformował premiera Donalda Tuska o działaniach CBA w sprawie ustawy hazardowej. Jak wynika ze stenogramów podsłuchów rozmów, lobbyści hazardowi już wtedy o działaniach CBA wiedzieli. A Sobiesiak tłumaczył koledze, że wycofał córkę, "bo tam KGB, CBA".
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2009-10-31
Autor: wa